Ojciec Zygmunta był dowódcą garnizonu Ludowego Wojska Polskiego w 1973 r.
Zygmunt zdał wtedy maturę i oznajmił przy kolacji swoim rodzicom, że postanowił wstąpić do Seminarium Duchownego.
Ojciec słysząc to, jakby porażony piorunem wykrzykiwał:
Po moim trupie!
Ty pójdziesz do kapłaństwa, a ja stracę pracę.
Czy aż tak źle cię wychowałem, żebyś robił mi teraz taki afront?
Tato, zrozum – tłumaczył syn – ja nie potrafię inaczej.
Kocham Chrystusa i czuję wewnętrzny nakaz, by iść za Tym, kogo kocham.
Nie opowiadaj mi bzdur.
Nie chcę więcej słyszeć o twoim seminarium.
Po skończonej kolacji Zygmunt słyszał wymówkę ojca pod adresem jego pobożnej matki, że ona „winna” temu, że syn myśli o kapłaństwie, a nie o zawodzie wojskowym.
Wtedy ona, przytaczając myśl św. Jana Bosko, powiedziała:
Kiedy syn porzuca swoich rodziców, bo jest posłuszny powołaniu, Jezus Chrystus zajmuje jego miejsce w rodzinie.
Ojciec nic z tego nie rozumiał.
Był wojskowym i należał do partii.
Jego myślenie było skażone marksizmem.
Aby „oczyścić się” z wszelkich podejrzeń w pracy, napisał do swoich wojskowych przełożonych raport.
Informował w nim, że w związku z postępowaniem syna, który idzie do seminarium, on, wojskowy, wyrzeka się go i wydziedzicza.
Poparło go kilku kolegów.
Od swojego zwierzchnika dostał pochwałę, że jako marksista zachował się ideowo.
Zygmunt jako kleryk wiedział, że nie będzie mógł przyjeżdżać do domu rodzinnego na ferie i wakacje, więc przyjeżdżał do dziadków, gdzie spotykał się ze swoją matką.
Ojciec w tym czasie milczał, nie odpowiadał na listy syna.
Nie chciał się spotkać ze swoim dzieckiem.
Na święcenia diakonatu ojciec zaproszenia nie przyjął.
Zygmunt codziennie polecał go w modlitwach Jezusowi i Matce Najświętszej, podobnie jak jego matka.
Na miesiąc przed święceniami kapłańskimi Zygmunt – diakon, wysłał list do ojca z serdecznym zaproszeniem na tę uroczystość, pisząc:
Kochany Tato!
Mogę zrezygnować z wielu spraw, ale Chrystusa się nie wyrzeknę.
Chcę, abyś w dniu święceń kapłańskich przygarnął mnie do twego serca i pobłogosławił na moje kapłańskie życie, bo idę na niełatwą pracę do winnicy mojego Pana.
Ojciec przez dwa tygodnie wiele razy na nowo odczytywał to zaproszenie syna, którego się wyrzekł, wydziedziczył, a on mu napisał, że go kocha i wszystko wybacza.
Już Zygmunt rozpoczął swą Mszę świętą prymicyjną, ale w pierwszej ławce, zarezerwowanej dla rodziców, jego ojca nie było.
Szukał go teraz swymi oczami i nagle wśród zebranych zobaczył żołnierski, galowy mundur.
Tak, to on.
Więc przez mikrofon powiedział:
Kochany tato.
Sprawiłeś mi dziś wielką radość swoją obecnością.
Zapraszam cię serdecznie na przygotowane dla ciebie obok mamy miejsce.
Usłuchał ojciec, a prymicje syna stały się także i jego świętem.
W czasie Mszy św. przystąpił i on publicznie do Komunii świętej, bo ks. proboszcz przygotował go katechezą na te piękne chwile i do Sakramentu Pokuty.
Po kilku latach pracy kapłańskiej w Polsce Zygmunt wyjechał na misje, aby pracować jako misjonarz i prowincjał swojego zgromadzenia.
W tym kontekście należy spojrzeć na rozmowę Jezusa z Piotrem nad brzegiem jeziora Genezaret. Piotr przez trzykrotne zaparcie się Mistrza na dziedzińcu Kajfasza zawiódł na całej linii. Według reguł tego świata powinien zostać odstawiony przez Jezusa na boczny tor.
Jezus kochając Piotra, daje mu szansę rehabilitacji. Powierza mu zadanie niezwykle trudne, odpowiedzialność za dalsze losy Kościoła na ziemi. Otwiera przed nim główną magistralę i każe wprowadzić na nią wszystkich wierzących. Olbrzymi gest zaufania. Piotr otrzymał na nowo szansę udowodnienia, na co go stać.
Ryzyko Jezusa było duże. Jeśli Piotr zawiódł Mistrza, to równie łatwo mógł zdradzić i Jego Kościół.
Miłość jednak potrafi zaryzykować.
Warto dostrzec tę taktykę Chrystusa, który powierza losy Kościoła człowiekowi skompromitowanemu. Daje mu przez to możność rehabilitacji. Jezus pragnie, by Piotr mając do czynienia z ludźmi, nie przekreślił ich, gdy popełnią błąd, gdy opinia zażąda odstawienia ich na boczny tor. Piotr pomny na swe doświadczenie da szansę dla ich rehabilitacji.
Bóg nigdy nie przekreśla człowieka. Przebacza setki razy i ciągle stwarza nowe sytuacje, w których człowiek może się zrehabilitować. Każda zaś rehabilitacja jest nawróceniem.
Zastanówmy się jak to jest w moim życiu. Czy zbyt łatwo nie przekreślam drugiego człowieka? Przecież sam chcę by po moim będzie dano mi jeszcze szansę. Czy tak samo postępuję z innymi?
Niech scena z dzisiejszej Ewangelii kiedy Jezus daje szansę Piotrowi będzie dla mnie przestrogą.