I nie chodzi tu tylko o to życie biologiczne. Że oddycham, mój organizm funkcjonuje…
Chodzi o życie nieskończenie większe. O życie wieczne, nigdy nie kończące się…
Bóg się tym życiem dzieli z człowiekiem.
Wysłużył nam je Chrystus :
Przyszedłem po to, abyście życie mieli…
Gdzieś w głębi Afryki jest stacja misyjna.
Po nabożeństwie misjonarz mówi do jednej z parafianek:
No to kiedy znowu przyjdziesz?
Och niedługo – bo mam głód Boga.
20 km drogi. Piechotą w upale. Ale przyjdzie. Bo ma głód Boga. Zna dar Boży.
Jak trzeba silnej wiary i dużo dobrej woli…
My często uważamy się za bogatych i samowystarczalnych.
Bogaty jest krótkowidzem. Widzi tylko to co jest blisko. Co można dotknąć, policzyć odważyć.
Jest krótkowidzem. Inne dobra – niematerialne, duchowe…? Może nawet w nie nie wierzy? Jakieś dobra wieczne? Kto je widział? Są tak daleko… Dusza, łaska, niebo – to abstrakcja.
Ktoś powiedział takie piękne zdanie:
Największe dobro spada tylko do rąk całkowicie pustych.
Jezus mówi:
Jam jest chleb życia.
Życie Marty Robin. Urodziła się w 1902 roku a zmarła w 1981 roku. Przez prawie 50 lat żyła tylko przyjmując Komunię św. Jej organizm nie przyjmował pokarmu ani nawet wody. Nawet próbowano ją sprawdzać podając jej opłatek nie konsekrowany – bezbłędnie to rozpoznawała. Księża udzielający jej Komunii św. Mówili, że opłatek „wyrywał” im się z ręki i sam przemierzał odległość ok. 20 cm do ust Marty.
To jest prawdziwy chleb z nieba. To prawdziwe Ciało Jezusa, a nie święty opłatek.
Czy ja w to wierzę? Czy i nie do mnie są skierowane słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii:
Widzieliście Mnie, a przecież nie wierzycie.
Tyle razy w życiu doświadczałem tej siły… Tyle razy mogłem doświadczyć tej mocy… Tyle razy mogłem dotknąć Boga… Dlaczego nie wierzę…? Dlaczego tak słabo wierzę…?