Dzisiejsza Ewangelia pokazuje Jezusa, który wypowiada z jakąś niezwykłą siłą, z jakąś niezwykłą nadzieją pierwsze swoje słowa nauczania: błogosławieni jesteście. Błogosławieni a więc szczęśliwi wy wszyscy, którzy się wahacie, czy życie ma sens. Wy wszyscy, którzy wahacie się czy warto postępować dobrze. Wy wszyscy, którzy nie chcielibyście ograniczyć się tylko do posiadania - posiadania ludzi, dóbr materialnych. Wy wszyscy jesteście błogosławieni.
Jezus prosi, abyśmy dzielili się tą Jego miłością z tymi, których dzisiaj napotkamy. Nie obiecuje, że wszyscy ci ludzie będą dla nas mili i uprzejmi. Nie obiecuje też, że miłość do innych przyjdzie nam bez problemu. Czasami wymaga ona prawdziwego umierania dla siebie.
Listopadowy dzień. Mgła melancholijnie tłukła się po ulicach Warszawy. W jednym z mieszkań bloku matka dwojga dzieci została zwolniona z pracy. Likwidowano firmę. Dwoje dzieci, mąż trzy lata temu odszedł. A ona bez pracy. Spadło to na nią znienacka. Siedząc z przyjaciółką, szlochała:
Jak ja sobie poradzę?
Przyjaciółka przytuliła jej rękę do policzka, mówiąc:
Powiedz, co mogę dla ciebie zrobić, aby ci ulżyć?
Nic - tylko tak posiedź ze mną, to mi wystarczy.
Dobre słowo wystarczy. Przyjaźń wystarczy! Wystarczy, bo przyjacielowi opowiada się o tym, czego innym nie można powiedzieć. Przyjaciel rozumie inaczej, myśli inaczej, czuje inaczej - bo czuje ciebie.
Wystarczy wysłuchać. Bo dziś jest coraz mniej ludzi, którzy potrafią i chcą słuchać. Wystarczy obecność. To jest moc na przetrwanie trudnych chwil dla drugiego człowieka. Jeżeli obok ktoś jest. Dlatego uczmy się takiej dobroci. Takiego serca. Każdy z nas jest na tyle bogaty, aby drugiemu dać trochę swojego serca.